płk Edward Dąbrowski
- ur. 10 grudnia 1910
- zm. 28 marca 2002
- działacz szachowy
Wspomnienie |
Niepodległa Polska żegnała swojego bohatera, pułkownika Edwarda Dąbrowskiego, na powązkowskim cmentarzu w Warszawie 5 kwietnia 2002 roku. Werble, odegranie Mazurka Dąbrowskiego przez orkiestrę Wojska Polskiego i trzy salwy oddane przez kompanię honorową Wojska Polskiego były skromnym wyrazem wdzięczności dla człowieka, który całe życie po święcił służbie dla ojczyzny i zmaganiom o niepodległość Polski. Nad jego grobem pochyliły się sztandary Armil Krajowej, Szarych Szeregów i Harcerstwa Polskiego.
Harcmistrz Edward Dąbrowski, jeden z wieloletnich działaczy Związku Harcerstwa Polskiego, był przez dziesiątki lat propagatorem ruchu skautowskiego. W ostatnich latach wchodził w skład Kapituły Krzyża za Zasługi dla ZHP z Rozetą i Mieczami.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej był sekretarzem ostatniego przedwojennego prezydenta Warszawy Starzyńskiego i świadkiem jego aresztowania.
W czarnych latach okupacji działał jako członek Szarych Szeregów (pseudonim „Zieliński” oraz ,Janusz”), w komendzie „Ula Puszcza” i był wizytatorem Głównej Kwatery „Pasieki”. Był oficerem Armil Krajowej, a w lipcu 1944 roku został mianowany Delegatem Naczelnika Szarych Szeregów dla chorągwi pozawarszawskich i dlatego w chwili wybuchu Warszawskiego Powstania (1 VIII 1944 r.) był poza stolicą.
W styczniu 1945 roku został mianowany przez generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” komendantem tajnej organizacji „Nie” na Pradze, a prawobrzeżna część Warszawy była wtedy jedynym niezniszczonym miejscem w stolicy i tam działała administracja kraju i toczyło się całe życie. Wskutek wsypy został aresztowany w sierpniu 1945 roku i skazany na śmierć. Przeszedł okrutne śledztwo, nikogo nie zdradził i przesiedział kilka miesięcy w celi śmierci. Potem został ułaskawiony – zamieniono mu karę śmierci na 10 lat więzienia. Więzienie we Wronkach opuścił w październiku 1950 roku. Już w czasie pobytu w więzieniu, jesienią 1945 roku, otrzymał od Rządu Londyńskiego stopień majora, o czym dowiedział się wiele lat później. Stopień pułkownika przyznano mu kilka lat temu w wolnej Polsce i był z niego niezwykle dumny.
W tym okresie był już współorganizatorem Stowarzyszenia Szarych Szeregów i członkiem Rady Naczelnej Stowarzyszenia. Brał udział we wszystkich uroczystościach związanych z rocznicami Armii Krajowej. Był kawalerem Srebrnego Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Walecznych, Złotego Krzyża Zasługi z Mieczami oraz Krzyża Oficerskiego Polonia Restituta.
Działalność w PZSzach rozpoczął w końcu 1970 roku, kiedy to na Walnym Zjeździe w Warszawie, został wybrany na stanowisko skarbnika. Przez blisko 30 lat pełnił w Zarządzie różne funkcje. W latach 1976-1991 był doskonałym wiceprezesem ds. organizacyjnych. Wzorowo prowadził sprawy finansowe Związku i zorganizował wiele Walnych Zjazdów, zawsze w eleganckich salach, w atmosferze godnej naszej dyscypliny o wielkich tradycjach. Był wyróżniony Złotą Odznaką Związku i w 1983 roku otrzymał godność honorowego Członka PZSzach, na którą zasłużył, jak mało kto.
Z zawodu był ekonomistą i przez wiele lat pracował jako księgowy. Pomagało mu to nie tylko w działalności organizacyjnej, ale także w pełnieniu funkcji przewodniczącego Komisji Rewizyjnej PZSzach w latach 90-ych.
Emanował spokojem, promieniował życzliwością i gotowością pomocy polskim szachom i członkom Związku. Nie bał się wyrażania swojej opinii, przedstawiać krytyczne stanowisko w wielu sprawach, ale wszystko czynił dla dobra naszych szachów. Jego spokojny, ciepły głos zawsze potrafił uspokoić wzburzonych członków Zarządu. Niemałą rolę odegrał też w rozwoju warszawskiego klubu szachowego „Maraton”, wielokrotnego drużynowego mistrza Polski.
Przez wiele lat, do ostatnich chwil życia, wysyłałem mu „Szachistę”. Zawsze dzwonił, dzielił się wrażeniami, cieszył się sukcesami naszych młodych szachistów, wymieniał opinie o periodyku, o życiu Związku, o perspektywach szachów. Lubił oglądać niektóre partie, podziwiać kombinacje, z zamiłowaniem uczył prawnuczkę gry w szachy i był dumny z jej postępów.
Był rzadko spotykanym typem „człowieka starej daty”, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Był dżentelmenem w każdym calu, wspaniałym, spokojnym, życzliwym i pełnym ciepła człowiekiem i takim pozostanie w naszej pamięci.
Autor opracowania: Andrzej Filipowicz
Źródło: „Szachista” 6/2002